Rok 2019 może okazać się bardzo trudny dla branży budowlanej
– Gdy kilka lat temu ogłaszałem strategię wejścia ze sprzedażą do internetu, przyświecało mi motto, że chcemy uniezależnić się od koniunktury w budownictwie. Udaje nam się to – mówi dla timsa.pl Krzysztof Folta, prezes TIM SA.
Co dobrego w TIM-ie?
Krzysztof Folta, prezes zarządu TIM SA: – Rośniemy…
Po pierwszym kwartale przychody ze sprzedaży w całej Grupie Kapitałowej sięgnęły 194 mln zł wobec 163 mln zł w tym samym okresie ubiegłego roku. Grupa wyszła również na plus na poziomie wyniku netto, osiągając 2,4 mln zł wobec 1,4 mln zł straty rok wcześniej. To satysfakcjonujące dla Pana osiągnięcie?
– Jest dobrze. Staram się nie ekscytować wynikami, tylko skupiać na rozwoju TIM-u. Ale skoro mowa o liczbach, to warto dodać, że w drugim kwartale odnotowaliśmy wzrost sprzedaży o 19,5% w ujęciu rocznym, podczas gdy wszystkie firmy będące w SHE Związku Pracodawców Dystrybucji Elektrotechniki pokazały sprzedaż wyższą średnio o 15,6%. Jaki z tego wniosek?
TIM rośnie szybciej niż rynek.
– Dokładnie. Tyle mówią procenty. Z nich się co prawda „nie żyje”, ale gdy spojrzymy na wartości nominalne dotyczące sprzedaży, to również jest się z czego cieszyć.
Czemu TIM zawdzięcza ten wynik?
– Wyszliśmy na plus dzięki dwóm głównym czynnikom. Po pierwsze, co oczywiste, to wzrost sprzedaży. Ale po drugie, w górę poszły nam też marże – po pierwszym kwartale marża brutto na sprzedaży w TIM-ie wyniosła 16,4% wobec 16% w tym samym okresie 2017 r. W skali grupy marża netto na sprzedaży wyniosła 1,6% versus -1,1% rok wcześniej. Mówiąc wprost, biznes stał się bardziej opłacalny.
Bo koniunktura w całej branży jest doskonała.
– To prawda. Wystarczy spojrzeć na dane GUS o ponad 20-procentowym wzroście produkcji budowlano-montażowej czy liczbie mieszkań oddawanych do użytku. Jednak jest pewne „ale”…
Mianowicie?
– Pojawia się coraz więcej informacji na temat rosnących zatorów płatniczych w branży. To może budzić niepokój i zgadzam się z tymi, którzy prognozują, że branżę budowlaną czeka kryzys.
Podobny do tego z 2012 r.?
– Czytałem opinię, że tamten kryzys to było „małe kichnięcie” w porównaniu do tego, co budowlankę może czekać już w 2019 r.
Dlaczego tak się dzieje?
– Z prostego powodu, dokładnie tego samego co w 2012 r. Mianowicie, w 2016 r. na rynku była „posucha”. Nie wnikając w przyczyny, brakowało przetargów infrastrukturalnych, rynek wyhamował. Dlatego, mówiąc kolokwialnie, firmy brały wszystkie kontrakty – cokolwiek się pojawiło, najczęściej w formule projektuj i buduj.
Co najmniej rok później weszły na place budowy i wówczas musiały zmierzyć się z dynamicznym wzrostem cen – od kruszywa, przez stal, po sprzęt czy robociznę. Z pewnością duża część z tych kontraktów stała się nierentowna i wiele firm nie ma szans, by wyjść „na zero”, nie mówiąc o jakichkolwiek zyskach.
Problem, który Pan porusza, na razie nie pojawia się masowo w artykułach prasowych. Jeszcze niewiele osób go zauważyło?
– Proszę poczekać do 2019 r. Już rok temu wskazywałem na ten termin i obecnie utwierdzam się w swoim przekonaniu. Największe ryzyko jest w dużych projektach infrastrukturalnych, np. na kolei czy przy budowie dróg.
TIM jest powiązany z branżą budowlaną. W jaki sposób przygotowuje się Pan na taki negatywny scenariusz?
– Gdy kilka lat temu ogłaszałem strategię wejścia ze sprzedażą do internetu, przyświecało mi motto, że chcemy uniezależnić się od koniunktury w budownictwie. Udaje nam się to – liczba klientów z różnych branż rośnie, co pozwala mi czuć się przygotowanym na gorsze czasy w budownictwie.
Poza tym, jeżeli spojrzymy na asortyment, który sprzedajemy, to widać, że udział w nim zwiększają produkty wysokomarżowe. Prawie 1/3 wartości sprzedaży przypada na aparaturę, a ok. 12% na oświetlenie.
Jesteśmy również bardzo restrykcyjni, jeżeli chodzi o płatności. Nie zmieniamy naszej polityki w zakresie należności czy limitów kredytowych. Dzięki temu sytuacja płynnościowa całej Grupy jest bardzo dobra.
Rok temu nazwał Pan powołaną w ramach Grupy spółkę logistyczną 3LP „czarnym koniem”. Jak sobie radzi?
– Jest tym „czarnym koniem”. W I kwartale wyszła na plus na poziomie wyniku operacyjnego – zarobiła 167 tys. zł wobec ponad 2 mln zł straty przed rokiem. Zysk pojawił się nawet wcześniej niż pierwotnie prognozowałem.
Jako spółka logistyczna 3LP nie obsługuje wyłącznie podmiotów z Grupy TIM?
– Chcemy specjalizować się w zautomatyzowanym outsourcingu logistyki dla firm m.in. z sektora e-commerce. Mamy coraz więcej klientów nie tylko polskich, ale również zagranicznych. W I kwartale 2018 r. udział klientów spoza Grupy TIM wyniósł mniej więcej 1/4. Chciałbym, by w 2020 r. było to min. 50%. To wariant optymistyczny, ale realny.
Czy 3LP wejdzie na warszawską giełdę?
– Zobaczymy. Nie mówię „nie”. Wiele zależy od koniunktury na giełdzie. A tutaj wciąż jest sporo znaków zapytania.
W ubiegłym roku wiele spółek wycofało się z warszawskiego parkietu.
– My tego nie rozważamy. Widzę więcej plusów niż minusów obecności na giełdzie, dlatego z pewnością dla 3LP jest ona z jedną z opcji rozwoju. Myślę, że sytuacja wyklaruje się na początku 2019 r.
W marcowym komunikacie TIM poinformował o rozpoczęciu „przeglądu opcji strategicznych”. Szuka Pan inwestora do spółki?
– Rozpatrujemy wiele wariantów. Żadne decyzje jeszcze nie zapadły i to w zasadzie tyle, co mogę na ten temat powiedzieć.
Czy TIM zakończy również cały 2018 r. na plusie?
– Nie publikujemy żadnych prognoz. Niemniej jednak, I kwartał był bardzo dobry, a zwykle jest on najsłabszy w całym roku. Podobnie jak I półrocze najczęściej jest słabsze od drugiego – w większości przypadków sprzedaż w I półroczu przynosi ok. 45% sprzedaży całorocznej. Wyjątki zdarzały się tylko kilka razy w latach, gdy branża budowlana zmagała się z kryzysem.
Skoro tak, to może już czas zapytać o to, czy TIM w przyszłym roku podzieli się z inwestorami zyskiem i wypłaci dywidendę?
– Jest jeszcze zdecydowanie zbyt wcześnie, by o tym rozmawiać.